
e-bike, Tygon 50, demo day
Rowery elektryczne – e-bike, cały wpis oprę na typie rowerów MTB e-bike i testowanym Tygonie 50.
Pewna majowa sobota, mogla zmienić mój pogląd na rowery elektryczne i moją opinię o nich. Chociaż tak naprawdę ciężko nazwać to było opinią. Opiniować można coś co się testowało, lub lepiej używa, a ja do tamtego dnia, nigdy wcześniej nie siedziałem na e-biku. Tej pewnej majowej soboty sytułacja jednak się zmieniła. Pierwszy raz dosiadłem e-bika, dzięki czemu pozyskałem zdolności opiniotwórcze. Słowo dosiadłem użyłem z premedytacją i celowo. Wprost kojarzy mi się ono z dosiadaniem konia, a ten rower był trochę jak koń, ale o tym zaraz. Zapraszam do lektury.
Grupy rowerów elektrycznych, czyli e-bikow chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Wdarły się one na rynek rowerowy już jakiś czas temu. Za sprawą rozwoju technicznego zarówno napędów jak i baterii i postępująca miniaturyzacją i wydajnością. Zyskują coraz większą rzeszę zwolenników. Wywołują one w świecie cyklistów spore zamieszanie, mają wciąż duże grono przeciwników i coraz większa liczbę zwolenników.
Producenci tego typu rowerów doskonale zdają sobie sprawę z potencjału tej gałęzi przemysłu rowerowego. Pewnie to stało się przyczyną organizacji dni testowych z e-bikami w roli głównej. Podczas których każdy kto chce, może na własnej nodze sprawdzić, jaka jest prawda. Czy e-biki naprawdę latają i mają silniki odrzutowe. Sprawdźmy to.
Przyznam się Wam
Miałem bardzo złe zdanie o rowerach elektrycznych, szczególnie tych typu MTB. Moja opinia o nich była mniej więcej taka: uwaga następne dwa akapity to literacki chaos: ebiki to bzdura, to nie rower, to motor. Nic co jedzie samo nie może być nazywane rowerem, to profanacja roweru. Masakra, trzeba to ładować, ma baterie która się rozładowuje i nigdy nie będzie naładowana kiedy trzeba i wyczerpie się w najmniej odpowiednim momencie. Napęd który może się zepsuć i sam w garażu tego nie naprawię, tylko będę musiał oddać rower do serwisu. W którym pracują panowie w białych fartuchach z komputerami, bez dostępu do klucza do kaset i smaru.
Rower jest do jeżdżenia, a jazda powinna wynikać z pracy ludzkich mięśni. Jeśli silnik będzie napędzał rower to ludzie przestaną pedałować i staną się grubi, ciężcy i niezdrowi. Dieta cud, czyli jedz co chcesz i ile chcesz i spal to na rowerze, przestanie działać i mieć sens, bo rower będzie jechał sam. Miałem wrażenie że e-biki mogą się stać rowerową zagładą ludzkości. Ludzie przestaną trenować, bo wspomaganie napędu na to nie pozwoli.
W dodatku testowany przeze mnie rower waży 22kg, to tyle co dwa normalne rowery, to przecież nie humanitarne nosić taki ciężar. No i co się stało z odchudzaniem sprzętu i walka o obcięcie każdego grama, nie zważając na cenę.
No i najgorsze, Strava wybuchnie i przestanie istnieć, wszystkie KOMy ukradną ci od e-bików. Podzieli to również ustawki na singletrackach, gdy ten koleżka od e-bika zawsze będzie musiał czekać na resztę.
Tak myślałem jeszcze kilka tygodni temu, oczywiście wypisałem same negatywne myśli, dla podkreślenia jak negatywne zdanie o e-bikach miałem.
Ebike rower który sam jedzie i to co o nich myślę
Założę się, że większość z Nas riderów ma jakąś opinię o rowerach elektrycznych. Mimo, że nigdy z nich nie korzystaliśmy, mało tego nawet obok nich nie staliśmy. Zaskakujące wydaje się już samo to, że lubimy o elektrykach prowadzić dyskusje, a nawet kłócić się o ich wady, czy zalety i w dalszym ciągu w większości są to dyskusje czysto teoretyczne. Jako ludzie mamy często tendencje do myślenia, mówienia, wyrażania opinii o rzeczach. Mimo że nie mieśmy okazji ich przetestowania, użycia i skorzystania z ich możliwości, wydaje się to takie ludzkie. Większość opinii krytycznych i negatywnych o e-bikach, jest więc zrozumiała. Jednak tylko dlatego że nie są one poparte praktyką i wysnute są tylko z naszych rozważań.
Jak wiecie już moja opinia o e-bikach również wyrobiona była tylko na teorii i domysłach. Na długo przed tym, jak pierwszy raz miałem okazje ich użyć i testować, czy też dosiąść. Na pewno e-biki MTB dodatkowo namieszały na rynku rowerowym, dokładając swoje trzy grosze, wzbudziły jeszcze większe emocje i dyskusje w naszym świecie.
Ciekawym się wydaje, dlaczego każdy z Nas nie ekscytuje się tak bardzo, na przykład rowerami czasowymi. Przy których projektowaniu i produkcji, producenci biją się o aerodynamikę, każdy zaoszczędzony wat i sekundę. Jedyne co sprawdzimy czy przedyskutujemy to jakie są różnice między szosą a tt i tyle wystarczy. Może jeszcze który z nich jest szybszy na podjazdach i koniec dyskusji. Pisałem o tym kiedyś o właśnie tutaj: Rower szosowy a rower triatlonowy ahh te dylematy.
Co w elektrykach jest takiego intrygującego, że wywołują takie emocje?
Odpowiedz zdaje się być oczywista. Ebike budzą dużo większe emocje niż inne grupy rowerów, bo mają coś czego rower nie powinien mieć. Czy aby na pewno?
Test który okazała się nie wystarczający.
Okazja nadarzyła się w moim rodzinnym mieście kilka tygodni temu w pewną w sobotę. Dzięki sklepowi rowerowemu Bike Room i firmie Kellys, którzy to prezentowali swoje elektryczne modele MTB Tygon, Tayen i Theos na Demo Day. Sama prezentacja była przygotowana bardzo profesjonalnie. rowery naładowane, pełna paleta rozmiarów, powyższych modeli do wyboru.
Szybkie formalności, dowód okazany, model wybrany. Padło na KELLYS Tygon 50 29″ Black w rozmiarze L. Umowa podpisana, zmienione pedały i rower już do mojej dyspozycji. Oprócz rowerów był też poczęstunek w postaci ogromnej ilość przepysznych ciastek. Więc na początku przygody z e-bikami bylem urzeczony i przekupiony poprzez żołądek. Zagrywka na którą nie byłem przygotowany, ale było pysznie. Zapewniam jednak, że poczęstunek nie miał wypływu na moją ocenę ebików i samego Tygona 50. Wszystkie rowery były super czyste. Zwróciłem na to szczególną uwagę, bo na testy wybrałem się moim Specialized Crave Expert, który był w stanie wskazującym na bardzo głębokie ubłocenie. Tu przesiadam się na czyściutkiego lśniącego Tygona. Moje poczucie estetyki zostało połechtane.
No to jazda.
Ustawiam siodełko, wychodzę ze sklepu, wskakuje na rower, włączam silnik i od tej pory patrzy na mnie niebieskie oczko włączonego silnika, znajdujące się na ramie. Na prędkościomierzu można ustawić jeden z trzech dostępnych trybów wspomagania pedałowania, od ECO do BOOST. Włączam BOOST, czyli najdynamiczniejsza pomoc w pedałowaniu i najbardziej prądożerna zarazem. W moich testach nie ma oszczędności. Uczucie jazdy było nie wyobrażalne. Po 30 sekundach czułem się jak dziecko za komuny wpuszczone do Pewexu mogące wybrać co zechce.
Naciskam na pedał i przyspieszam tak jak nigdy dotąd i czuję się jak nigdy do tej pory na rowerze. Nawet sobie nie wyobrażeniem takiego przyśpieszenia, czuje jak rower mi pomaga. Jak gdyby nie określona siła wstąpiła w moje nogi. Jak gdyby jakie kolwiek opory przestały mieć znaczenie. Wybieram najmniej oczywistą drogę. Próbując podjechać pod każdy krawężnik, przejechać każdy piach na drodze, tak aby w zakręcie zerwać przyczepność tylnego kola. Niesamowita frajda, a przy tym rower jedzie z taką lekkością. Zaczynam podejrzewać, że nie da się na nim spocić.
Trasa
Mam 75 minut na test. Wybieram trasę nad zalew Zembrzycki, w całości ścieżką rowerową. W większości jest to otwarty teren, a dzień był wietrzny. Tygona 50 ma założoną blokadę na silnik na 25km/h, oznacza to że po przekroczeniu tej prędkości silnik przestaje pomagać pedałować. Trasa którą jechałem jest w 95% płaska jak stół i to okazało się informacja najważniejszą. Przez cały czas jazdy od momentu gdy znalazłem się na ścieżce rowerowej wiodącej do zalewu, silnik włączył się tylko raz. Cały czas jechałem prędkością powyżej 26-27km/h. Oczywiście wiozłem ze sobą całe 22 kilogramy tego roweru, z bardzo niskim punktem ciężkości co dawało odczucie, jak gdybym jechał po kilkucentymetrowej głębokości wodzie. Jechałem wiec e-bikiem cały czas pedałując. To pozwoliło mi się spocić bardziej niż normalnie. Na chwile zjechałem ze ścieżki na łąkę, poszaleć a na niej silnik wszedł do gry, dając świetne przeżycia.
Ciągle nie odstępowało mnie jednak wrażenie że, niby jadę rowerem, a jednak coś jest nie tak, coś mi nie pasuje. Patrze przed siebie widzę kręcące się przednie koło, czyli standardowy widok. Patrze pod siebie widzę ogromnie masywną ramę w której ukryta jest bateria, na kierownicy prędkościomierz, korba i przednia zębatka zabudowane, nie ma mowy żeby dostrzec suport. Ten widok mi nie pasował, nie przyzwyczajony jestem do tego.
Tygon 50
Musze tutaj wtrącić kilka informacji o samym Tygonie 50, wiecie specyfikacja techniczna, części, elementy, śrubki nakrętki i takie tam. Przynajmniej taki zamiar miałem, gdy myślałem o tym wpisie. Od czego można zacząć opis techniczny e-bika?
Oczywiscie to rower który ma silnik elektryczny.
Punkt pierwszy osprzętu: Jednostka napędowa: SHIMANO STEPS E7000, 36V / battery KELLYS Re-Charge Li-ion internal 504Wh / capacity 14Ah wspomagający pedałowanie
Punkt drugi: patrz punkt pierwszy, ten rower ma silnik reszta części nie jest ważna
Połowa części włącznie z kołami są produktami marki Kellys. Reszta to w większości Shimano. Prawdopodobnie rower złożony na podobnych podzespołach kosztował by około 5-6 tysięcy złotych mniej w wersji Hardtaill.
Najciekawszym elementem Tygona 50 jest rama, która została zaprojektowana, tak aby nawiązywać geometrią właśnie do hardtaili. Muszę przyznać, że ludziom z Kellysa udało się to bezbłędnie. Jedyne co go zdradza to mocno poszerzona rura dolna w której znajduje się sporych rozmiarów bateria. Jak na e-bika wygląda naprawdę fajnie, myślę że takie ich postrzeganie się przyjmie, będziemy im wybaczać dużo w wygładzę, w zamian za wartość dodaną jaką nam oferują.
Pokuta
Zmieniłem moje niesprawiedliwe zdanie o e-bikach, dzięki 75 minutom z Tygonem 50. Jest to grupa rowerów, która na pewno będzie zyskiwać rzesze zwolenników i sympatyków. Mój test nie był do końca sensowny. Miejsce tego roweru to przede wszystkim góry i podjazdy, ja przez cały czas testu prawie nie korzystałem z silnika, bo porostu się on nie załączał powyżej prędkości 25km/h. W dodatku jechałem cały czas na najmniejszej zębatce z tyłu, nie dotykając nawet manetek zmiany biegów. To tylko utwierdza mnie w przekonaniu że góry i podjazdy to miejsce przeznaczone dla Tygona. Na pewno e-biki znajdą również zwolenników wśród osób starszych, czy wracających po kartuzji do sportu gdzie będą niwelować opory jazdy w razie potrzeby. Dodatkowo będą świetnym rozwiązaniem dla Par w których jedna połówka jest bardziej wytrenowana, e-bike na pewno skutecznie zniweluje tę różnicę i pozwoli na wspólne pedałowanie.
Nazwałem Tygona koniem, bo jadąc na nim masz wrażenie, że wjedziesz i podjedziesz wszędzie. Dodatkowo Tygon stawia przed tobą wiatrową tarczą i przy naprawdę mocnym wietrze te 25km/h uzyskasz bez większych problemów.
Strava i KOMy.
Przed testem pomyślałem sobie, że na e-biku podjadę na którąś z lubelskich górek, aby na segmencie zdobyć pucharek lub zwinąć KOMa, tylko dzięki temu, że jadę elektrykiem. Jednak w Lublinie nie mamy górek na których średnia na segmentach jest niższa od 25 km/h, przynajmniej ja takiej nie znalazłem. Nie ma więc zbytnio co się przejmować Strava i KOMami, a zarazem trzeba wierzyć że posiadacze e-bików będą feer w tej kwestii, gdy będą objeżdżać górskie single. Czy polecam posiadanie ebika, nie wiem, to zależy czego oczekujesz od jazdy i w jakim terenie jeździsz, osobiście się nie decyduje przynajmniej na razie.
Testy i cały Demo day oceniam bardzo dobrze. Na pozytywna ocenę przede wszystkim wpływ miało bardzo profesjonalne podejście firmy Kellys i sklepu Bike Room.